Michelle
Przystanęłam przy jednym z drzew. Moje
stopy były poranione od biegu boso po gruncie i szczypały nie miłosiernie. Założyłam
z powrotem koturny, żeby nie pogorszyć sprawy. Gotowa do dalszej wędrówki
ruszyłam przed siebie.
Po dłuższej chwili doszłam do ścieżki
wyłożonej kostką.
Co robi ścieżka
wyłożona kostką w lesie?
Następnie moim oczom okazał się staw wraz z
ławkami, a małe latanie oświetlały drogę. Wylądowałam w parku. Nawet nie
zadawałam sobie sprawy jak blisko mam do takiego cudownego miejsca jakim był
ten park. Przysiadłam na jednej z czarnych ławeczek. Dopiero wtedy doszłam do
wniosku, że było zimno. Tamta noc była dość chłodna jak na Los Angeles, a ja
miałam przecież na sobie tylko sukienkę. Wcześniej nie czułam tej temperatury,
ponieważ byłam zajęta uciekaniem. Podciągnęłam nogi i owinęłam je ramionami, desperacko potrzebowałam
ciepła.
Nie byłabyś
w takiej sytuacji, gdybyś nie uciekła przed nimi. Gdybyś siedziała cicho i
robiła to, co ci każą.
Denerwujący głos odezwał się w mojej głowie.
Czułam się strasznie oszukana. Może nie bolało mnie to, że Will, Max i Bella
mnie oszukiwali. Nie zdążyłam się do nich przyczaić.
Najbardziej jednak bolało drugie już oszustwo
Jacoba, a może jednak Justina? Nie wiem, ale obydwa niszczyły mnie od środka.
Miałam małą nadzieję, że Justinowi na mnie zależy.
Miliłam się… Znowu.
Dziewczyny nie mogą się pozbierać po gwałtach,
gorszych rzeczach niż oszukania, a ja? Ja jestem słaba, zbyt słaba.
Nie wiem, dlaczego tak się przejmuję tym, że
Justin mnie okłamał.
Czyżbym coś
do niego czuła? Nie, nie czujesz nic do chłopaka, który pieprzy się z laską, a
później rzuca się na chłopaka, z którym flirtujesz. Do tego raz jest
opiekuńczy, a później chamski. Przecież cię oszukał… Nic nie warty kłamca.
- Dzisiaj poznasz odpowiedzi na swoje pytanie, Michelle. Ja,
Max, Bella… My cię nie oszukiwaliśmy. Proszę cię o jedno. Cokolwiek się
dowiesz, nie rób nic pochopnie. Przemyśli to dwa razy. Dobrze? – Spytał się
patrząc na mnie wzrokiem, w którym można było zauważyć… troskę?
Mogłam już
po tych słowach domyślić się, że coś jest nie tak. Jednak nie zrobiłam tego.
Byłam ciekawa, czyj był to w takim razie pomysł, jeśli Justin, Bella i Max nie
są winni. Czyżby Jacoba albo Willa albo Chantelle? Tego się nigdy chyba nie
dowiem. Nie mogłam do nich wrócić, ponieważ zmusiliby mnie do zamordowania
osoby… Z drugiej strony nie miałam, gdzie się podziać. Do domu wrócić nie
mogłam, a chodząc po ulicach, naraziłabym się na złapanie policji. Nawet nie
byłam pewna, czy ten gang, o którym mówił Jacob, nie miał na mnie chrapki.
Tak dużo
pytań, tak mało odpowiedzi.
Justin
Wiedziałem.
Wiedziałem,
że jest zbyt słaba.
Wiedziałem,
że ten plan nie wypali.
Po prostu
wiedziałem.
Skręciłem w kolejną uliczkę między domami.
Michelle zgubiłem jakieś pół godziny temu.
Chyba nie
mogła uciec za daleko, co nie?
Martwiłem się o nią i to bardzo. Nie znała
okolicy, a policja i Yardies poszukiwali jej.
Po dłuższej chwili szukania doszedłem, aż do
pobliskiego parku. Było małe prawdopodobieństwo, że doszła aż tutaj, ale
nadzieja matką głupich, co nie?
Zacząłem iść między drzewami. Oglądałem się na
wszystkie strony, ale mało co udało mi się zobaczyć. Było ciemno, nawet bardzo.
Jeśli dobrze wiedziałem, znajdowałem się w południowej części parku.
Wreszcie, po dłuższym czasie, dotarłem
do głównej części parku ze stawem po środku. Gorączkowo rozglądałem się na
wszystkie strony. Niestety, tutaj też jej nie było. Wściekły kopnąłem pierwszą
lepszą rzecz.
Twoje
wkurzanie się nie pomoże w odnalezieniu Michelle, Bieber.
Mój wewnętrzny głos miał rację, jak
zawsze. Wziąłem głęboki wdech i wydech oraz zaczesałem włosy do tyłu. Pomogło,
trochę, ale pomogło. Zacząłem powoli iść w stronę domu. Poddałem się. Nie
wiedziałem już, gdzie mam jej szukać.
Szedłem powolnym krokiem wpatrzony w
ziemię. Mijałem coraz co kolejne ławki. Podniosłem głowę do góry przyglądając
się gwiazdą. Tamta noc była zimna, ale bezchmurna, więc miałem idealny widok na
gwiazdozbiór.
Nie wiem ile tak szedłem, ale znikąd
zauważyłem na ławce skuloną osobę. Przyśpieszyłem kroku, żeby szybko znaleźć
przy tej osobie. Żołądek wywijał koziołki, a serce podeszło do gardła.
Daj
Boże, żeby to była Michelle.
Chyba Bóg, wysłuchał moich próśb,
ponieważ czym bliżej byłem ławki, tym bardziej byłem pewny, że to jest znajoma
mi brunetka. Stojąc z trzy metry widziałem jak trzęsie się z zimna. Szybkim
ruchem zdjąłem z siebie kurtkę i podszedłem do jej ciała otulając ją. Dziewczyna
wzdrygnęła się i jednym ruchem znalazła po drugiej stornie ławki, a nakrycie
spadło na ziemię. Moje spojrzenie spotkało jej pełne przerażenia, zmieszania i
powoli narastającej złości.
- Justin? – Szepnęła. Chyba nie do końca mogła
uwierzyć, że właśnie przed nią stoję. – Co ty tu robisz? Jak mnie znalazłeś?
- To było trudne, ale jak widać, szczęście mnie
nie opuszcza. – Uśmiechnąłem się blado w jej stronę. Podniosłem kurtkę i
podałem brunetce. – Załóż tą kurtkę, bo jest zimno i jeszcze mi się
przeziębisz.
- Nie, wiesz dziękuję za twoją troskę, która
pojawiła po tym, jak nie zgodziłam się zabić waszego wroga. – Prychnęła.
- Nie zachowuj się jak idiotka i załóż tą głupią
kurtkę. – Rzuciłem nakryciem w jej stronę, które na jej szczęście, założyła. –
Czy ty naprawdę myślisz, że chodzi mi tylko o tę durną zemstę?
- A ty jakbyś pomyślał, huh? Justin okłamałeś
mnie, wszyscy mnie okłamaliście i to nie dla mojego dobra. Nic nie
zrobiliście dla mnie, każdą rzecz zrobiliście z myślą o sobie. Czy naprawdę tak
pragniecie tej zemsty, że musieliście zepsuć mi życie? Może miałam plany, huh?
Może miałam wszystko już zaplonowane? Studia, dom, pracę, dzieci, męża, psa,
kota…
- Zrozumiałem. – Przerwałem jej wyraźnie
zdenerwowany zaistniałą sytuacją. – Do tego nie miej pretensji do mnie, tylko
do Jacoba. To on to wszystko wymyślił. To on zepsuł ci życie!
- Oh… Czyli mam ci wybaczyć fakt, że mnie
okłamywałeś? Co z tego, że to był jego plan? Byłam… jestem pionkiem w waszej
głupiej grze. – Zaśmiała się ironicznie. – Potrzebowaliście mnie tylko do
zemsty, a ty pewnie jeszcze liczyłeś, że mnie przelecisz, huh? Jak tak to grubo
mylisz. Nie jestem jak Chantelle, nie będę się z tobą puszczać. – Westchnęła
wstając. – Nie będę marnowała już twojego czasu. Przykro
mi, Justin, nie pomogę wam w waszym planie. – Zdjęła i podała mi kurtkę. –
Znajdziecie sobie kogoś innego, lepszego. I proszę was, nie szukajcie mnie. Nie
chcę nikogo widzieć, a już w szczególności ciebie i Jacoba. – Spojrzała mi w
oczy. – Żegnaj Justin.
Zaczęła iść
w stronę północnej części parku. Nie mogłem dać jej odejść. Niby nic co niej
nie czuję, ale musiałem ją zatrzymać.
- I co
teraz? Dasz złapać się policji? – Krzyknąłem za nią. Odwróciła się.
- Lepsze
jest wrócić do poprawczaka, niż zabić kogoś Justin. Nie powinniśmy nikomu
odbierać życia, nawet owadom. – Zabolało. Michelle nie zna jeszcze mojej przeszłości.
- Naprawdę
tak myślisz, że lepiej będzie ci w poprawczaku, niż ze mną? Tam cię zgwałcą i
Bóg wie co jeszcze!
- Lepiej
być zgwałconym, niż wykorzystywanym przez kogoś w jego chorej grze. Na początku
w poprawczaku myślałam, że byłem dla mnie po prostu miły, lubiłeś mnie, ale
teraz wiem, że to tylko była gra. Proszę Justin, pogarszaj tego.
- To nie
była gra! Cholera. Michelle! Lubię cię. – Pokonałem dystans między nami, tak że
staliśmy twarzą w twarz. – Nigdy wcześniej nie lubiłem dziewczyny tak bardzo
jak ciebie. Zależy mi na tobie Michelle.
Cholera. Powiedziałem to.
Michelle
Stałam
wpatrzona w jego czekoladowe tęczówki, w których odbijało się niewielkie
światło pobliskiej latarni. Nie mogłam uwierzyć. Cały czas próbowałam znaleźć,
choć jeden znak, że to co przed chwilą powiedział było kłamstwem. Nie
znalazłam.
Justin Bieber przed chwilą powiedział, że mu na mnie zależy,
że mnie lubi… To jakiś żart, co nie? Ukryta kamera? Cholera Michelle, powiedz
coś!
- Skąd mam
wiedzieć, że nie kłamiesz? – Spytałam.
- A co mam zrobić, żebyś uwierzyła? - Odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Nie wiem... - Szepnęłam zdezorientowana. Rozejrzał się dookoła zastanawiając się nad czymś. Nie świadomie, ale seksownie oblizał usta i wreszcie spojrzał na mnie. Zaczął się przybliżać głęboko patrząc mi w oczy. A ja? Stałam zahipnotyzowana tak samo jego słowami jak i czynami. W brzuchu obudziło się stado motyli, a nogi stały się
z waty. Nim się się obejrzałam, jego usta wylądowały na
moich. Zamknęłam powieki i zatraciłam się w pocałunku. Był on czuły. Czułam, że
Justin próbuje powiedzieć mi coś, czego by nie powiedział na głos, swoje
uczucia. Jego język przejechał po mojej wardze, prosząc mnie o wpuszczenie.
Wykonałam jego prośbę z przyjemnością. Jego ręce wylądowały na moich biodrach, po tym
jak język zwinnie wsunął się do moich ust.
Byliśmy tylko ja i on. Nikt więcej. Moja jedna dłoń wplotła się w jego włosy, a druga wylądowała na policzku. Niestety, ta piękna chwila musiała się skończyć. Odsunęliśmy się od siebie w celu zaczerpnięcia powietrza.
No i, co teraz zrobić? Michelle, myśl!
- Teraz mi wierzysz? - Spytał się po chwili ciszy.
- Chciałabym... - Mruknęłam, bardziej do siebie niż do niego. – Czy ty
myślałeś, że jeden głupi pocałunek coś zmieni?
- Czyli ty
nic do mnie nie czujesz. – Szepnął.
- Justin,
nie o to mi chodzi. – Wyswobodziłam się z jego uścisku. – Nic nie rozumiesz. Ja
cały czas czuję się oszukana.
- Ty ciągle mówisz tylko o sobie, a pomyślałaś o mnie? Powiedziałem ci coś, co nie było dla mnie
łatwe. Przez te wszystkie pieprzone tygodnie starałem się o twoje względy,
twoją uwagę! A ty? Ty po prostu robisz wszystko nie tak. Wiem, czujesz się oszukana,
ale ja sam wiem o tym planie dopiero od dnia, kiedy uciekliśmy z poprawczaka!
Ja tego nie wymyśliłem! Cholera. Dlaczego muszę zawsze mieć pecha? Nie mogłem
polubić kogoś, kto odwzajemni moje uczucia? – Spytał odchylając głowę ku niebu.
- Już
polubiłeś. – Szepnęłam.
- Słucham? –
Spojrzał na mnie z pytającą miną.
- Mnie też
na tobie zależy. – Powiedziałam już nieco głośniej.
-
Żartujesz? – Spytał się z ironicznym uśmiechem na twarzy.
- Nie. –
Mruknęłam. – Nie żartuję, Justin. Mnie też na tobie zależy. Nie wiem, dlaczego,
ale cały czas coś mnie do ciebie ciągnie. Wiem, mówię egoistycznie, ale ten
plan mnie zabolał.
- Mogę ci
coś powiedzieć? – Spytał się nie patrząc na mnie.
- Tak.
Justin, mów co chcesz.
- Yardies
zabiło mi siostrę. – Szepnął i odwrócił głowę, żebym nie widziała jego oczu. –
Zabiło też przyjaciółkę Chantelle oraz dobrze znaną ci osobę… Twojego kuzyna
Nathana.
- Ale
przecież… On zginął w wypadku…
- Spowodowanym przez Yardies.
Spojrzałam
na Justin, który mrugał, żeby pozbyć się słonych łez z oczu.
- I mogę
przysiąc, że jak tylko dowiedzą się o tym, że mi na tobie zależy… zabiją i
ciebie. Nie chcę cię stracić Michelle. Mam tylko ciebie i Maxa... – Powiedział
szeptem.
Przeanalizowałam
sobie tą rozmową, tą noc w ciszy. Musiałam coś zrobić. Podjęłam decyzję.
- Zrobię
to.
- Co?
- Zabiję
tego kolesia. Zrobię to dla ciebie, twojej siostry, Nathana, siebie i przede
wszystkim dla nas. – Powiedziałam cicho.
- Jesteś
tego pewna?
- Tak.
- Dziękuję.
– Mruknął. Widziałam jak jego spojrzenie wędruje między moimi oczami a ustami.
- Co tak
stoisz? Pocałuj mnie. Widzę, że tego chcesz.
Długo nie
musiałam czekać, aż jego usta spotkają moje. Tym razem nie był to ten sam czuły
pocałunek, tylko pełny pożądania. Jego ręce wylądowały na moich biodrach, a
język pieścił podniebienie. Jedna z moich dłoni powędrowała na jego kark, a
druga błądziła po torsie.
Dotykam nieba.
Nic nie
trwa wiecznie. Musieliśmy zakończyć pocałunek, żeby zaczerpnąć powietrza. Jego
oddech był tak samo szybki jak mój.
- Jesteś
strasznie zimna. – Zachichotałam na jego komentarz.
- A ty za
to bardzo gorący. – Odpowiedziałam śmiejąc się.
- Sądzisz,
że jestem gorący? – Poruszał jednoznacznie brwiami w górę i w dół.
- Może. –
Posłałam mu łobuzerski uśmiech.
- Przecież
wiem, że tak. – Stwierdził. Wypuścił mnie z uścisku i podniósł kurtkę, która
upadła mu podczas pocałunku. – Załóż, nie chcę żebyś się przeziębiła.
kinęłam
głową i założyłam nakrycie. Od razu zrobiło mi się cieplej.
- Dziękuję.
– Posłałam mu uśmiech.
- Może już
wrócimy? – Spytał się po chwili ciszy.
- Ale ja
nie chcę widzieć się z Jacobem. – Mruknęłam wymawiając jego imię z żalem.
- Kochanie,
Jacoba nie ma w moim domu. – Powiedział i wyciągnął rękę w moim kierunku. –
Idziesz?
W odpowiedzi
złapałam jego dłoń, a on splótł nasze palce. Spojrzałam się w jego oczy, w
których było można wyczytać szczęście. Uśmiechnęłam się w jego stronę, co mi
szybko odwzajemnił.
Justin
Szliśmy z Michelle ramię w ramię. Nasze
dłonie były splecione. Czułem się szczęśliwy i wolny. Pewnie zastanawiasz się,
dlaczego wolny? Ponieważ uwolniłem się od prawdy, która wyżerała mnie od
środka.
Prawda boli najbardziej, co nie?
Pomimo, że większość rzeczy
powiedziałem w złości to nie żałowałem tego. Przyznałem się do rzeczy, do
której rzadko się przyznaję. Cały czas w mojej głowie odbijał się głos
Michelle.
- Mnie też na tobie zależy.
Pewnie myślisz, że wyniknie z tego
miłość? Nie sądzę. Jeszcze nie spotkałem nikogo, kto zasłużyłby na słowa
"Kocham cię" z moich ust, oprócz mojej mamy i siostry.
...
Leżałem na łóżku, czekając aż Michelle opuści łazienkę. Zastanawiałem się, gdzie może być teraz Max. Zakładałem wtedy, że wrócił na imprezę. To było najprawdopodobniejsza myśl.
Po pewnym czasie usłyszałem jak woda przestaje lecieć, czyli Michelle skończyła prysznic. Następnie usłyszałem, że drzwi od łazienki się otwierają. Przeniosłem wzrok w ich stronę, gdzie zobaczyłem dziewczynę w samym ręczniku. Niekontrolowanie na mojej twarzy ukazał się łobuzerski uśmiech.
- Dokończymy to, co zaczęliśmy w parku, kochanie? - Spytałem, podnosząc się do siadu. Z ust dziewczyny wydobył się słodki chichot.
- Trzeba zasłużyć, żeby to dostać, panie Bieber.
- Byłem grzeczny, panno Harris.
- Strasznie. - Zaśmiała się, przewracając oczami. Wstałem zdenerwowany i podszedłem do niej. Spojrzała na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
- Nie wywracaj na mnie oczami, rozumiesz? - Wycedziłem przez zęby. Dziewczyna kiwnęła głową. Wyjęła moje rzeczy z szafy i już miała zniknąć za drzwiami łazienki, ale ją zatrzymałem głosem.
- Przepraszam. - Mruknąłem. Odwróciła się w moją stronę i posłała mi blady uśmiech.
Westchnąłem. Muszę zacząć się kontrolować. Pewnych rzeczy nie zmienię.
Na mnie się nie krzyczy, nie wywraca oczami i mnie się nie ignoruje.
Wracając do Michelle. Od dawna wiedziałem, że ta dziewczyna nie należała
do najłatwiejszy, ale już dawno postanowiłem ją zdobyć, chociaż spróbować...
Chyba, wtedy mnie się to udawało.
Nim się zorientowałem z łazienki wyszła brunetka w mojej koszulce i
starych krótkich spodenkach, które sięgały jej za kolano. Wyglądała w nich jak
mała dziewczynka w ubraniach swojego brata, co powodowało, że wyglądało to słodko.
Dodając do tego fakt, że nie byłem z nią spokrewniony, a to były moje rzeczy…
Sumując wyglądała słodko i seksownie. Oblizałem usta patrząc jak porusza
się w stronę łóżka.
- Wiem co ci chodzi po głowie Justin, i jak już mówiłam, musisz zasłużyć.
– Powiedziała kładąc się na łóżku, więc do niej dołączyłem.
- Eh… Trudno… Poczekam. Mam nadzieję, że będzie warto. – Odparłem przyciągając
ją na mój nagi tors.
- Też taką mam. – Szepnęła, chyba do siebie, ale usłyszałem ją.
- Słodkich snów, piękna. – Powiedziałem, udając, że nie słyszałem, co powiedziała
wcześniej.
- Dobranoc, Justin. – Powiedziała wtulając się jeszcze bardziej we mnie.
Zgasiłem lampkę, która oświetlała pokój. Pogrążony w ciemności
zastanawiałem się nad dzisiejszym dniem.
Czy to możliwe, żeby aż tak zależało mi na tej
dziewczynie, że nie chciałem jej odejść?
Do tego zauważyłem, że Michelle ani razu nie podniosła
na mnie głosu, czyżby się bała? Czy można bać się osoby, na której ci bardzo
zależy?
Czyli jestem potworem?
_________________________________________
Jej. Jestem wielka. Drugi rozdział w jeden dzień. Jak jakaś maszyna, ale nie przyzwyczajajcie się do tego. Cieszcie się, póki wena mnie trzyma, bo później może być źle... Już jutro, moje kochanie Beliberki jest premiera Lolly. Jeśli źle napisałam to naprawdę przepraszam, gubię się już w tych nazwach. Macie ty kawałek zza kulis teledysku... http://instagram.com/p/eUt0MNPjUu/
Wracając do opowiadania. Macie tu piękny, na pewno długo oczekiwany moment Jichelle, czy jakoś tak... Nazwę dla tej parki zastawiam wam oraz ankietkę.
Czy ten pocałunek zmieni coś miedzy nimi?
Jak sobie wyobrażacie przygotowanie Michelle do zabicia Isaaca, szefa gangu, który zabił tak wiele osób?
Zdziwieni szczerością Justina?
Jak myślicie będzie miedzy nimi dobrze, czy Michelle będzie żyła w ciągłym strachu?
Następny w tym tygodniu za minimum 10 komentarzy. Do roboty.
agatas99
sdhuasgdfgdsfusduahfdsahfudfgb *.* mmaaatulu <3 jesteś genialna !
OdpowiedzUsuńJej... Super. Pisz dalej.
OdpowiedzUsuńjezujezujezu! uwielbiam to opowiadanie *-* @jdbskindacrazy_
OdpowiedzUsuńU la la to się porobiło :)
OdpowiedzUsuńNo ja jestem zdziwiona szczerością Justina hahah kto by się spodziewał czegoś takiego :D
@ameneris
świetne!
OdpowiedzUsuńGENIALNY ! KIEDY NASTĘPNY :D
OdpowiedzUsuńqutedygbwahsxnuwkeunds
OdpowiedzUsuńmyślalam że mu nie wybaczy tak szybko a co z Chantelle ?? spał z nią zaś ona mu to wybaczyła wrrrr
OdpowiedzUsuńrozdział super
Nikt nie powiedział, że mu tak szybko wybaczyła. Możliwe, że w przyszłości mu to wszystko wypomni. Nie wiadomo do końca, jak to wszystko się potoczy.
Usuńuhfdusuhf Cuuudoo. ;3
OdpowiedzUsuń10 komentarz. xD
No niestety rozdział pojawi się dopiero pod koniec tygodnia albo na początku następnego :)
Usuńsuper :)
OdpowiedzUsuńpiękne !!! pisz pisz !
OdpowiedzUsuńpiękne !!! pisz pisz !
OdpowiedzUsuńpiękne !!! pisz pisz !
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńcudowny! kiedy następny?
OdpowiedzUsuńŚWIETNE... CZEKAM NA NASTĘPNY !!
OdpowiedzUsuńsuper :)
OdpowiedzUsuńŚwietny , Ojej Agata nie wiedziałam że teraz też ty piszesz to opowiadanie , życzę ci aby wena cię nie opuszczała i wgl i jakbyś mogła skontaktuj się ze mną :)
OdpowiedzUsuń"Czyli jestem potworem?"
OdpowiedzUsuńNie, ale jesteś moim potwornym marzeniem, Justin.
Dobrze, że Mich nie jest taka łatwa. Niech Justin się naprawdę o nią postara i tym razem oby nie zawalił...