sobota, 3 sierpnia 2013

Chapter X: Tour

Michelle



- Po co mnie tu przywiozłeś?- spytałam zdezorientowana, zdejmując kask z głowy.

Chłopak nawet nie odpowiadając po prostu zgasił motor, zostawiając mnie przy nim samą. Wzdychając cicho położyłam kask na siedzeniu, ruszając zaraz za Justinem, który nie potrafił chociażby uraczyć mnie jednym spojrzeniem.

- Pytam się po co...- miałam kolejny raz spytać, gdy nagle chłopak odwrócił się w moją stronę, przez co niemalże weszłam w niego.

- Przestań gadać i po prostu chodź.- warknął, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc za sobą.

Ciepło, jest bardzo ciepło jak na tą porę dnia, temperatura powyżej dwudziestu stopni, a powietrze z południowego zachodu rześkie, niczym delikatna pieszczota jedwabnej chusty na twarzy. Gdzie mogliśmy być? Tego nawet ja nie wiem. Nie znałam tego miejsca. Zresztą... Spójrzmy na to tak. Nawet nie wiedziałam w jakim mieście jesteśmy!
Wykonując ruch głową odrzuciłam rozwiane wiatrem włosy do tyłu, drepcząc krok w krok za Justinem, który nieprzerwanie gnał na ogromną, zieloną górę, nie puszczając mojej dłoni.

Mama zawsze powtarzała "Wyt­rwałość to po­dob­no klucz do suk­ce­su ale bez łutu szczęścia by­wa sy­zyfową pracą. ". Czy sukcesem dla mnie zatem będzie dotarcie na ów górę? Czy może wytrwanie tego dnia z bipolarnym Justinem?
Szar­piemy przez­nacze­nie pragnąc zmienić mu na­dany przez życie tor, a wszys­tko przez brak cier­pli­wości i wyt­rwałości w bieżącym czasie. Nie pot­ra­fię zna­leźć słowa, które odzwier­ciedliłoby moją wdzięczność, za wyt­rwałość w słucha­niu mnie i moich problemów



Po zaledwie kilku, może kilkunastu minutach w końcu dotarliśmy na szczyt. Moim oczom ukazał się... Przepiękny widok na panoramę miasta oraz jego obrzeży.

Delikatnie rozchylając usta stanęłam jak wryta, nie wiedząc co powiedzieć. Zewsząd dochodziły mnie odgłosy ptaków, świst wiatru. Zero krzyków, rozmów ludzi, jeżdżących aut, klaksonów, głośnej muzyki czy zapachu spalin. Wszystko to mogłam obserwować stąd. Z pięknego miejsca, o którym zapewne wiedziało niewiele z tych, którzy aktualnie siedzieli w pracy, w domu czy chodzili ulicami miasta.

- I jak?- z zamyśleń wyrwał mnie głos Justina, który stał tuż obok, spoglądając na mnie z góry.

- To miejsce jest...Woow.- szepnęłam, nie znając w tejże chwili innego, bardziej kreatywnego słowa czy opisu.

Chłopak słysząc moją odpowiedź zaśmiał się głośno, obejmując w międzyczasie moje szczupłe ramiona swoją ręką. Rumieniąc się jedynie skryłam się w jego kurtce, wdychając zapach perfum Justina zmieszany z delikatnym, górskim powietrzem.

 - Cieszę się, że mogłem właśnie Ciebie tu przywieźć.- westchnął chłopak w moje włosy, tuląc mnie do siebie.

Wahałam się chwilę, zanim odpowiedziałam, aczkolwiek bałam się tego, co mogło w przyszłości nastąpić. Dlaczego on traktował mnie właśnie tak?
Momentami potrafił być niewzruszonym, samolubnym, agresywnym dupkiem, z drugiej strony za to mógł stać się romantycznym, czułym, może i wrażliwym chłopcem. Bipolaryzm jest u niego bardzo widoczny. Dlaczego więc wciąż z nim tkwię w tym całym gównie? Dlaczego nie zostawili mnie tam, w ośrodku, z tymi ludźmi? Nie mogli tak po prostu wpakować się do auta i odjechać?

Wzdychając cicho uwolniłam się z uścisku chłopaka, siadając przy brzegu urwiska. Podciągnąwszy kolana do klatki piersiowej przymknęłam powieki, uśmiechając się delikatnie, gdy tylko chłodny powiew wiatru otulił moją twarz.

Nim się zorientowałam Justin już siedział obok w podobny sposób, przyglądając się miastu rozciągającemu się przed nami.


Zamyślając się na moment, przypomniałam sobie słowa Belli. To wszystko nie dzieje się przez przypadek. Nie trafiłaś do ośrodka jedynie przez swojego kuzyna. To wszystko, jego sprawa, NASZA sprawa, te gangi, to jedno. A ty jesteś odpowiedzią do tej jedności. O co mogło jej chodzić? W tej chwili chciałam właśnie zadać to nurtujące mnie pytanie. W końcu nic się nie dzieje... To nic złego pytać, prawda?


- Justin...- wybełkotałam, zaciskając swoje ramiona ciaśniej wokół nóg.

- Mmhmm?

- Dlaczego zabraliście mnie ze sobą? Dlaczego pokazałeś mi to miejsce... Nie rozumiem dlaczego robisz to wszystko. Nie wiem... Po prostu wytłumacz mi co ja tu robię. O co chodziło Belli, kiedy powiedziała mi, że jestem odpowiedzią do tej jedności.- odetchnęłam głęboko, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że wypowiadając tak wiele słów wstrzymałam oddech.

Spoglądając kątem oka na Justina, wyczekiwałam czegokolwiek z jego strony, marszcząc raz po raz swoje brwi. Zarówno ja, jak i Bieber wyczuliśmy rosnące napięcie, które z każdą chwilą wspinało się na kolejne poziomy. Dokładnie widziałam, że stara się, walczy z czymś, czy odezwać się w tej sprawie, czy też nie.

- Jeśli nie chcesz odpowiadać to po prostu się zamknę...- mruknęłam cicho, układając brodę w szczelinie między swymi nogami.

Zapadła cisza. Justin podrapał się po karku, raz po raz wydając z siebie ciche jęknięcie bądź chrząknięcie, zapewne nie wiedząc co powiedzieć. Spodziewałam się, że taka też może być jego reakcja.

- Mniejsza z tym...- bąknęłam cicho, wstając jak najszybciej na równe nogi.

Odwracając się na pięcie ruszyłam wolnym krokiem przed siebie, mając nadzieję na powrót do domu.

- Naprawdę chcesz to psuć?- zawołał Justin za moimi plecami, przez co od razu zatrzymałam się, czekając aż powie cokolwiek więcej.- Zawsze musisz dopinać swego? Proszę, po prostu posiedźmy tutaj, porozmawiajmy o przyjemnych rzeczach. Odprężmy się po tym gównie, które miało miejsce przez ostatnie dni.

Zastanawiając się chwilę... Musiałam przyjąć to, co powiedział. Miał rację. To, co działo się ostatnio zaczęło mnie męczyć. Przydałaby mi się chwila wytchnienia, odpoczynku. W sumie nie tylko mi, ale i Bieberowi.

Wzdychając cicho spuściłam głowę, odwracając się powoli w stronę Justina, który powitał mnie łobuzerskim, pewnym siebie uśmiechem.

"Cokolwiek, byle byś był szczęśliwy." pomyślałam, zbliżając się z powrotem na swoje miejsce, gdzie od razu padłam na tyłek, wbijając już kolejny raz wzrok w cudowne miasto.


Na obrzeżach miasta spędziliśmy godzinę, może dwie. Po prostu siedzieliśmy wraz z Justinem i rozmawialiśmy. Opowiadaliśmy swoje przeróżne przygody, o przeszłości. Oczywiście moje życie całkowicie różniło się od tego, jakie miał Justin. Można by rzec, że ja żyłam w bajce, natomiast mój przyjaciel... No niezbyt ciekawie się nosił. Zresztą... Zawsze masz szansę żyć szczęśliwie, jeśli pójdziesz dobrą drogą i zechcesz dobrze myśleć i czynić. A szczęśliwy to ten, kto los szczęśliwy sam sobie przygotował. A szczęśliwy los – to dobre drgnienie duszy, dobre skłonności, dobre czyny i słowa. Każdy w końcu wybiera, jak ma żyć, prawda? Możesz również zacząć życie nowe. Jeszcze raz przyjrzeć się sprawom tak, jak zwykliśmy to czynić. Na tym bowiem polega odrodzenie życia.


Justin

Nie sądziłem, że ten dzień będzie tak... Miły? Spokojny? Może i z początku Mich stroiła trochę fochy, ale w końcu znaleźliśmy wspólny język. Mogliśmy porozmawiać jak... Przyjaciele. Tak, tak mogę nazwać nasze relacje. Choć nadal nie jestem z nią za bardzo szczery, czuję, że się przyjaźnimy. Nie mogę jej od razu wyznać, że i ja należę do jednego z gangów. Mało tego, przewodzę nim. Nie mogę jej powiedzieć, że nie trafiła do poprawczaka przypadkowo, ale wraz z jej kuzynem musieliśmy ją sprowadzić do nas. Nie mogę otworzyć się i powiedzieć, że jest najdroższym skarbem jaki mamy. Bella wiedziała o wszystkim od początku. Max również. Nic z tego nie jest przypadkowe. Strzelanina z udziałem Michelle. Policja w jej domu. Ośrodek. Alice. Liam. Nic prócz przyjazdu Chloe oraz Jacoba. Tego nie spodziewało się żadne z nas.

Kiedy tylko dotarliśmy pod dom pomogłem Mich zeskoczyć z motoru i zdjąć kask. Uśmiechając się do siebie ruszyliśmy w stronę drzwi, w ciszy, jedynie wymieniając się ze sobą krótkimi spojrzeniami.
- Wróciliśmy!- wrzasnąłem, otwierając przed nią drzwi.
- Morda bro! Oglądamy!- usłyszałem z salonu głos Maxa, który wraz z Bellą oraz kilkoma innymi osobami siedzieli przed telewizorem popijając piwo oraz jedząc różnego rodzaju rarytasy.
Spojrzałem na Mich, która wyglądała na nieco zawstydzoną. W sumie to co się dziwić? W końcu większości z tych ludzi nie znała. Wzdychając cicho złapałem za jej dłoń, splatając natychmiast nasze palce razem. Szybko zaciągnąłem ją między kanapy a TV, uśmiechając się do wszystkich.
- Nie każdy chyba zna naszą nową koleżankę. Mich, poznaj Willa, Nicka oraz Chantelle.- wygruchałem, ściskając nieco mocniej jej dłoń.- Moi drodzy, to Michelle. Macie być dla niej mili. I William... Nie patrz tym wzrokiem.- chłopak unosząc ręce w obronnym geście jedynie zachichotał, dobrze wiedząc o co mi chodzi.
Wszyscy przywitali się z Mich, podając jej dłoń lub, jak to zrobił Will, ściskając ją jak pluszowego misia.
- Och! A ja jestem Max, miło mi Cię poznać piękna.- wrzasnął nadmiar rozradowany Max, unosząc dziewczynę w powietrze, na co ta wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. Wywracając oczyma parsknąłem cicho, czując na sobie wzrok Chantelle. Wiedziałem, że mimo wszystko wciąż jej nie pasowało, że to Michelle jest odpowiedzią na wszystkie ataki innych gangów. Że to ona jest tą, która położy kres wszystkiemu i w końcu znów staniemy na nogi.

Łapiąc ponownie dłoń mojej towarzyszki szybko pociągnąłem ją w stronę schodów, od razu zaprowadzając do mojej sypialni.
- Oni wszyscy tutaj mieszkają?- spytała, starając się nie chichotać.
- Nie. Po prostu przychodzą tutaj, bądź my idziemy do nich. Mieszkają po drugiej stronie.- wzruszyłem ramionami, zdejmując koszulę i rzucając ją na krzesło.
- Will jest uroczy.
Parsknąłem, rzucając się na miejsce obok Mich, która siadła na moim łóżku.- Jasne. Ale nie tak, jak ja, prawda?
- Mhmm.- mruknęła cicho, opadając zaraz obok mnie, byśmy po chwili mogli ponownie dzisiaj spojrzeć sobie w oczy.
- Bieber, jesteśmy tylko ludźmi. Prawda? A Will jest uroczy. Możliwe, że bardziej od Ciebie.
Westchnąłem cicho, spoglądając w sufit. No to mamy problem...


Jesteśmy tylko ludźmi. Potrafimy kochać, wściekać się, niszczyć, budować, czuć... Upadamy, mieszamy się z błotem, wstajemy, otrzepujemy się z pyłu. I idziemy dalej, bo przecież to tylko nam pozostaje.
Człowiek jako istota nigdy nie stanie się bogiem. Nigdy też nie upadnie do piekieł. Cóż... Może źle uformowałem pierwsze zdanie.
Jesteśmy aż ludźmi.

 * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Od Autorki:

Witam Was, moje drogie :) Nawet już nie przepraszam, za to "olanie", bo to robi się bez sensu. Rozdziały będą po prostu dodawane... Jak tylko znajdę chwilę.

Mam nadzieję, że wybaczycie mi kiedyś te marne wypociny i w końcu rozkręcę się z tym opowiadaniem.

xoxo

9 komentarzy:

  1. Marne ? to opowiadanie jest boskie :D

    Zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja tam uwielbiam twoje wypociny ! :P <3

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział świetny tylko radzę Justinowi powiedzieć jej szybko bo jak ona się dowie to mu , im nie wybaczy

    OdpowiedzUsuń
  4. cudowne to jest moja droga ;)))

    OdpowiedzUsuń
  5. jezu to jest świetne, ślicznie piszesz. <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej! Według twojej prośby dodałam tutaj twoje opowiadanie :) http://betteroffalonetlumaczenie.blogspot.com/p/inne-tumaczenia.html będzie mi miło jeśli się odwdzięczysz ale oczywiście nie musisz :) Miłego dnia ! Xx P.s Kocham twoje opowiadanie sljglkslkglskjlgk ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Tylko przyjaciele? Cóż, ze strony Justina to ewidentnie coś więcej!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy