Michelle
Jak się okazało Isaac mieszkał w dość ekskluzywnym hotelu. Przeprosił mnie za to, że wcześniej mnie nie uprzedził, iż w tym mieście jest tylko ze względu na interesy, które prowadził z ojcem. Szybko dał mi jego ubrania na przebranie po czym, niemal wepchnął mnie do łazienki. Zinterpretowałam to, jako definitywne zakończenie, jak na razie, tematu. Nie chcąc się wtrącać w jego życie, bo w końcu to nie była moja sprawa, przez resztę wieczoru milczałam. Nawet kiedy znikł z trzy razy wykonać dziwaczne telefony, po których wyglądał na zdenerwowanego.
Teraz leżałam już na rozłożonej kanapie pod cieplutką kołderką. Od godziny jedyne co potrafiłam zrobić było ciągłe wiercenie się i myślenie. Nadal nie byłam pewna czy dobrze zrobiłam, uciekając od Justina. Lecz patrząc na to resztkami mojego rozsądku, wiedziałam że chrzest właściwie się skończył. Zostałyby mi jedyne tylko treningi z Kate oraz zapewne lekcje strzelania z Justinem, nic więcej o czym bym wiedziała. Długie i męczące lekcje z brunetką dały mi wręcz idealną, wysportowaną sylwetkę, mogłam sobie spokojnie poradzić na własną rękę. Tylko w czym?
Skąd ja wezmę pieniądze na utrzymanie? Zagryzłam mocno wargę. Jednak ucieczka był to zły pomysł. Nie miałam pieniędzy, nawet nie miałam pojęcia jak je zdobyć, no bo kto zatrudniłby 17-nasto, jeszcze, letnią dziewczynę bez skończonej szkoły? Nie posiadałam mieszkania, przez co od razu zaufałam Isaacowi. A co jeśli on nie jest taki jak myślę? Może mnie zwiąże przez sen i zgwałci?
Matko, Michelle, od kiedy jesteś taka lekkomyślna?
Westchnęłam głośno, po czym przewróciłam się na plecy. Musiałam wrócić do Justina, nie wiedziałam jakim cudem. Westchnęłam. Boże co ja robię z moim życiem?
Chcę wrócić do Justina, który mnie zniszczył. Do chłopaka, który myślał zawsze tylko o sobie, nie o mnie. O nas. Nie po to od niego uciekłam. Od jego świata, w którym codziennie byłam karmiona przez niego kłamstwami, a osoby trzecie mówiły mi prawdę.
Westchnęłam cicho i pierwsza zła spłynęła po moim policzku. Jestem żałośnie zakochana w chłopaku, który mnie zdradzał i zmuszał do ciągłych ćwiczeń, bym mogła stać się taka jak on. Osobą, która myśli tylko o sobie i nie przejmuje się nikim innym. Miałam się stać jego własną maszyną do ruchania i zabijania.
Załkałam cicho z własnej głupoty. Mogłam się dawno zabić lub próbować im uciec. Miałam do tego mnóstwo okazji, więc czemu tego nie zrobiłam? Miłość. Przez to cholerne uczucie, najprawdopodobniej spieprzyłam sobie życie. Nie mam przyszłości z Justinem i bez niego.
Oddychałam coraz ciężej, a mój płacz zmienił się w szloch. Justin został moim przekleństwem. Diabeł w ciele anioła. Zacisnęłam oczy, przypominając sobie jego wygląd. Złociste włosy, postawione na żel i wygolone po bokach zawsze były miękkie w dotyku. Sam ich wygląd powodował, że chciałaś codziennie móc przeczesywać je przez palce. Miodowe oczy, które kiedy był podniecony miały odcień mlecznej czekolady. Mogłam godzinami tonąć w jego przenikliwym spojrzeniu. Malinowe pełne usta, aż prosiły się o nie jeden pocałunek. Kiedy wpełzał na nie uśmiech, potrafił on cię powalić z nóg. Był jednym z tych, o które mogłabyś się modlić do Boga, żebyś widziała je codziennie. Mocno zarysowana szczęka, dodawała mu męskości. Jego głos był anielski. Sposób w jaki wypowiadał moje imię, doprowadzał mnie do szału. Nawet nie musiał mnie dotknąć by czuć to miłe uczucie w podbrzuszu. Miał dobrze zbudowane ciało, a jego tatuaże dodawały mu tajemniczości. Justin miał wygląd idealny. Był przykładem chłopaka, które wszystkie pragnęły. Mnie się jakimś cudem udało go zdobyć. To dziwne. W normalnym życiu nie pasowalibyśmy do siebie.
Właśnie, w normalnym życiu. Nie tym, które teraz obydwoje prowadzimy. Tyle padło kłamstw, tylko po co? W czym pomogły Justinowi kłamstwa? Chciał mnie po prostu zaliczyć? Mógł mnie najnormalniej w życiu upić i poddać jego urokowi osobistemu. W tym było coś głębszego. Miłość? Odpada, jakby mnie kochał, nie zdradzał by mnie.
Jakby mnie kochał… Zaszlochałam. Czemu mnie zdradzał? Nie wystarczałam mu? Robiłam wszystko by było mu dobrze i miał to czego chce. Dawałam mu miłość, dawałam mu siebie. A on? Poszedł do innych. Może była, dla niego za brzydka? Może za gruba? Wiedziałam jedno, byłam żałosna.
***
Obudziłam się rano z wielkim bólem głowy. Mało spałam, w dodatku pół nocy przepłakałam w poduszkę. Spojrzałam się na zegarek, który wskazywał trochę po siódmej. Westchnęłam. Nie wiedziałam dokładnie co zrobić. Cisza w apartamencie wskazywała na to, że Isaac jeszcze spał w swoim pokoju. To dobrze. Po długich nocnych rozmyślaniach doszłam do wniosku, że Justin nie bez powodu kazał mi nie ufać nikomu i ukrywał w domu. Coś musiało w tym być. Postanowiłam pójść po rozum do głowy. Przestałam ufać chłopakowi, który mi wczoraj pomógł. Nigdy nie wiadomo, kim on do końca jest. W dodatku mógł tylko przez jeden dzień udawać miłego.
Postanowiłam wstać i wyjść z apartamentu, zanim on się obudzi. Bałam się, że jeśli zostanę, on będzie starał się mnie na siłę zatrzymać.
Szybko i cicho wstałam z łóżka, po czym idealnie je pościeliłam. Zrzuciłam z siebie bluzkę chłopaka i złożoną położyłam na pościeli. Następnie założyłam wczorajsze ubranie. Czułam się dość nie komfortowo, bo od wczoraj się nie myłam. Stwierdziłam, że nie będę się tym teraz przejmować. Wzrokiem objęłam jasny pokój w poszukiwaniu kartki papieru i długopisu. Ucieszyłam się widząc na biurku przy oknie blok z kartkami i hotelowy długopis. Nabazgrałam krótkie podziękowania, a kartkę położyłam na koszulce.
Po cichu wyszłam z pokoju. W duchu dziękowałam Bogu, że chłopak jednak nie wstał. Ruszyłam niemal na palcach do drzwi wyjściowych. Szybko przekroczyłam próg pokoju i cicho zamknęłam drzwi. Zaczęłam iść żwawym krokiem do windy.
Osiągnęłam swój pierwszy mały sukces. Teraz zostało mi dotarcie do bazy gangu Justina.
Justin
Przez całą noc nie zmrużyłem oka. Co jeśli coś się stało Michelle? Bałem się o nią cholernie. Nie mogłem przez to wręcz usiedzieć w miejscu. Moi ludzie przeszukiwali każdy zakątek miasta albo po prostu udawali, że to robili, chcąc żebym się uspokoił. Niestety, ja tego nie zrobię póki Michelle nie znajdzie się tuż obok mnie. Dopóki nie poczuje ciepła jej ciała i nie będę mógł
tonąć w jej oczach.
Kate weszła do mojej sypialni, patrząc się na mnie zmęczonymi oczami. Wiedziałem, że też się martwiła. Zapewne mniej niż ja, ale zawsze w jakiś sposób ta sytuacja wpłynęła na nią. Spojrzała najpierw na mnie, a później jej wzrok powędrował do szklanki z alkoholem. Pokręciła głową.
- To ci w niczym nie pomoże, Justin. - Jęknęła i zabrała ode mnie szklankę. - Prześpij się. - Dodała błagalnie.
- Nie dam rady. - Mruknąłem, kręcąc głową. - A co… - Zająknąłem się. - A co jeśli ona już nigdy nie wróci, Kate? Jeśli nigdy jej nie odnajdziemy?
- Nie mów tak, Justin. - Pokręciła głową i objęła moją twarz swoimi ciepłymi dłońmi. - Nie masz prawa tak myśleć, a co dopiero mówić. Zobaczysz, znajdziemy ją prędzej niż myślisz. - Uśmiechnęła się lekko i potarła mój policzek kciukiem.
- Może masz racje. - Oblizałem usta.
- Może masz racje. - Oblizałem usta.
- Zawsze mam rację. - Kate stanęła na palcach, żeby musnąć lekko moje czoło. Gdy to już zrobiła z cichym westchnięciem odsunęła się. - Prześpij się trochę. - Dodała zanim opuściła pokój.
Stałem chwile bez ruchu, zastanawiając się, czy spróbować usnąć czy nie. Doszedłem do wniosku, że mały spacer po bazie zrobi mi dobrze. W ten sposób nie tylko zabije czas oczekiwania na wiadomość o Michelle, ale i może stanę się choć trochę bardziej śpiący. Czułem się trochę, jakbym zamiast snu, żył strachem o moją narzeczoną. Westchnąłem cicho, wychodząc z pokoju.
Czemu Michelle ode mnie uciekła? Przecież miała ze mną dobrze. Miała dach nad głową, jedzenie, pieniądze, opiekę oraz ochronę, wsparcie, seks, miłość. Miała mnie. Czego można chcieć więcej? Może mnie nie kochała? Ale nie raz przecież udowadniała mi to, że jest inaczej. Dawała mi dowody na to, że mnie pragnie, potrzebuje i kocha. Nie pojmowałem tego. Nie chciałem nikogo innego, oprócz jej. Kochałem ją.
Ja naprawdę kochałem Michelle.
- Justin! - Usłyszałem głos Kate, która biegła do mnie zasapana. - Michelle wróciła. - Wysapała, kiedy przystanęła przy mnie.
Adrenalina zmieszana ze szczęściem przejęła moje ciało. Moja kochana Michelle wróciła. Bez jakiegokolwiek zastanowienia lekko pociągnąłem Kate w tą stronę, z której przyszła. Chciałem jak najszybciej zobaczyć moje słońce. Serce dudniło mi tak, że wyraźnie czułem je nawet w uszach. Poganiałem niską szatynkę, chcąc już być na miejscu. Zziajany wpadłem do głównej hali ćwiczeń, następnie ruszyłem w stronę zbiorowiska na samym środku.
- Zróbcie miejsce. - Mruknąłem opanowując się. Byłem ich szefem, musieli mieć wobec mnie szacunek.
Oblizałem usta, widząc jak zgromadzenie ustawia się po moich obu stronach. Dali mi tym dobry widok na dziewczynę.
Moją dziewczynę. Stała w miejscu ze spuszczoną głową i bawiła się palcami, tak jakby bała się spojrzeć gdziekolwiek indziej niż na swoje własne stopy. Westchnąłem cicho i zarazem z ulgą. Była cała i najprawdopodobniej zdrowa. Zacząłem powoli iść w jej stronę,. Bałem się trochę, że się mnie przestraszy.
- Michelle? - Szepnąłem cicho, wyciągając rękę w stronę dziewczyny. Ani drgnęła. - Michelle, kochanie, to ja, Justin. - Dodałem, robiąc kolejny krok.
Usłyszałem pociągnięcie nosem. Po czym Michelle podniosła niepewnie głowę i spojrzała się na mnie zapłakanymi oczami, czym złamała mi serce. Nienawidziłem, kiedy ktoś bliski płakał, w szczególności kobieta. Szloch opuścił jej usta, a następnie rzuciła się w moją stronę. Jej ramiona ciasno oplotły się wokół mojej szyi, a ja złapałem ją w talii, by mi nie wypadła.
Moje ciało ogarnął spokój i ulga. Mięśnie rozluźniły się, a serce zaczęło wolniej bić. Przymknąłem oczy, czując wzrastające we mnie szczęście z powodu powrotu mojej ukochanej. Nie zastanawiając się, włożyłem rękę pod jej nogi i podniosłem ją tak, jak małżonek pannę młodą. Postanowiłem, że lepiej będzie jak porozmawiamy w naszym pokoju. Tam będziemy sami.
Od autorki:
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam... Tak wiem, na stos ze mną. Tak dużo się działo w moim życiu, przepraszam, że nie byłam w stanie napisać tu nic. Nie byłam w stanie pamiętać, a moja motywacja pojechała w siną dal. Nie chciała wrócić. Dopiero niedawno, pewien chłopak przypomniał mi, dlaczego zaczęłam pisać i dlaczego kocham to robić. No i, że mi to wychodzi, według niego oczywiście. Sama za bardzo nie przepadam za swoimi tekstami. Myślę, że ten rozdział to jakaś pomyłka, ale na pewno w następnym będzie się działo dużo. Bardzo dużo. Mam nadzieję i liczę na szczerą opinię w komentarzach. Oczywiście od tych, którzy jeszcze jakoś pamiętają o mnie i tym opowiadaniu.
Kocham Was,
Agata